Lazarus niespiesznie stąpał w asyście strażników. Wodził wzrokiem spod kaptura szaty w poszukiwaniu wskazówki, ale niczego nie widział. Jego ruchy i tak ograniczały związane ręce, więc nie mógł liczyć na wiele. Zgromadzony tłum ciskał przekleństwa, zepsute warzywa i nieczystości w jego kierunku. Na szczęście większość i tak trafiała w strażników.
Nagle przy jednej z latarni zobaczył znajomy cień. Uśmiechnął się lekko, a gdy tylko mijał oświetlenie w jego dłoń coś wsadzono. Ukrył pospiesznie ostrze w rękawie szaty czując, że jego moment na odejście z tego świata jeszcze nie nadszedł.
Po minięciu ruin bramy został wepchnięty na podest, nad którym zamocowano stryczek. Całe szczęście strażnicy zajęli się utrzymywaniem tłumu w ryzach – przy nim został tylko ten urzędas Garett, który wyciągnął jakiś zwitek papieru i zaczął czytać bzdury, podpisane przez nie wiadomo kogo. W końcu władze Tasandory zostały obalone przez lud, który miał dość lekceważenia ich potrzeb.
Gdy tylko Garett skończył czytać wyrok Lazarus wiedział, że teraz jest ten moment. Wszystko potoczyło się bardzo szybko… rozciął więzy sztyletem i jednym ciosem powalił urzędnika. W tym samym czasie z cienia wyskoczyło dwoje odzianych na ciemno zabójców, którzy w sekundzie poderżnęli strażnikom gardła. Tłum zaskoczony próbował interweniować, jednak kilku z tych, którzy znaleźli się zbyt blisko zabójców zostali potraktowani serią szybkich, precyzyjnych ciosów. Chwilę później odziane na ciemno postacie, jak również ten, który miał zostać stracony, rozpłynęli się w cieniu.
Gapie to patrzyli na szubienicę, to po sobie, to na jedną ze strażniczek, która jakimś cudem przeżyła atak, ale tak naprawdę sama nie wiedziała co tak naprawdę się wydarzyło. Wiadomo było jedno – jest ich więcej i na dobre zadomowili się na powierzchni, a teraz z pewnością mają przetarty szlak by nękać Tasandorę.
Coraz głośniejsze krzyki tłumu przerwało nadejście gwardzistów. Zażądali oni rozejścia się oraz obwieścili, że nareszcie ktoś porządny weźmie władzę w swoje ręce i zaprowadzi w mieście porządek. Nie może być bowiem takiej sytuacji, gdzie urzędnicy-idioci wyprowadzają kluczowego szpiega poza miasto, zamiast stracić go w dobrze chronionym placu blisko koszar. Poza tym dobrze byłoby naprawić bramę czy uporządkować miasto tonące od miesięcy w fekaliach.
Sam kapitan straży, mając posłuch u swych podwładnych zagwarantował, że przy udziale obywateli miasta położy kres nędzy i ponownie doprowadzi stolicę do świetności. A ci, którzy nie będą chcieli pomóc… no cóż, nie każdy musi mieć status obywatela i czerpać z tego tytułu korzyści…